Mecz z beniaminkiem z Trześni na papierze wydawał się zadaniem z rodzaju łatwych, jednak bardziej obeznani w tajnikach ligi kibice wiedzą, że Czarni wyglądają całkiem przyzwoicie w ofensywie, lecz brakuje im wykończenia i gdy tylko w końcu nastawią celowniki, wówczas mogą bardzo srodze rozczarować przeciwnika. My mieliśmy nadzieję, że przełom w Trześni nie nastąpi podczas meczu z ekipą Krzysztofa Koraba, która ze względu na kontuzje i kartki zagrała w nieco przemeblowanym zestawieniu. Początek spotkania na kameralnym obiekcie rywali był świetny w wykonaniu niebiesko-białych – już w 2’ sygnał do ataku dał Mateusz Skała, jednak jego uderzenie pofrunęło nad bramką. Kolejne minuty należały do grającego dziś na prawym skrzydle Bartosza Góry, który siał zamęt w szeregach rywali. W 5’ wywołany skrzydłowy wbiegł z piłką w pole karne i uderzył na długi słupek, jednak nieco niecelnie zaś już w kolejnej akcji ponownie Bartek kropnął tuż nad poprzeczką. Szerokość i wysokość celownika zostały ustawione i w 9’ po dograniu ze środka pola na prawo w pole karne w wykonaniu Konrada Bucia Bartosz Góra uderzył precyzyjnie w samo okienko bramki i zrobiło się zero do jednego. Po pięciu minutach z okolic 14 metra uderzył Konrad Buć, jednak bramkarz Czarnych poradził sobie z tą próbą. W 13’ z rzutu wolnego uderzali gospodarze jednak mocno niecelnie. W 14’ jeden z łańcucian starał się nonszalancko wprowadzić piłkę do gry, jednak trafił wprost w rywala co poskutkowało błyskawiczną kontrą prawym skrzydłem z ładną dla oka wymianą pozycji Czarnych oraz strzałem na bliższy słupek, jednak Arkadiusz Słysz nie dał się zaskoczyć. W 20’ Szymon Paczocha posłał ostrą piłkę z rzutu wolnego, bramkarz piąstkował, a futbolówkę przejął Tomasz Walat, który huknął na bramkę, jednak piłka na nasze nieszczęście ugrzęzła w istnym gąszczu nóg zawodników obu zespołów – jak powiedział jeden z kibiców „w stonodze”. W 27’ szybką akcję przeprowadzili Czarni, jednak nie do końca uzgodnili między sobą kto będzie wykańczał i piłka wyszła na out bramkowy. W 28’ z kolejną akcją prawą flanką ruszyli rywale, a jeden z graczy SPEC Stali tak niefortunnie starał się przerwać akcję, że jeszcze ją napędził – piłka nabrała prędkości i Czarni popędzili na bramkę Stali, gdzie w sytuacji sam na sam zwyciężył Arkadiusz Słysz. W 31’ strzał głową Czarnych poszybował nad poprzeczką. W 34’ rzut wolny wykonywał Mateusz Skała, piłka rykoszetowała, a dobijał sam wykonawca „wolnego”, niestety obok słupka. W 41’ Mateusz Skała wrzucił piłkę z rzutu rożnego, a jeden z obrońców wybił piłkę głową na 18 metr, gdzie dynamicznie nabiegł Kamil Mach, który soczyście kropnął z woleja tuż przy lewym słupku podwyższając wynik spotkania. Po dwóch minutach swoją szansę wypracował Piotr Balawender jednak jego próba zza linii szesnastego metra nie wyrządziła krzywdy rywalom.
Na drugą odsłonę Czarni wyszli mocno zmotywowani – już w 47’ ich strzał zmierzający w światło bramki głową na rzut rożny wybił ktoś z zawodników w białych koszulkach. W odpowiedzi tuż nad spojeniem słupka i poprzeczki uderzył Mateusz Skała. W 57’ chyba najładniejszą akcję w meczu skonstruowali łańcucianie: piłkę z outu wybijali rywale, a Szymon Paczocha przytomnie wyłuskał ją spod nóg przeciwnika podając do Tomasza Walata, a ten w swoim stylu bez sygnalizacji posłał ją na lewe skrzydło do Konrada Bucia, który po sprincie stanął oko w oko z bramkarzem Czarnych, jednak zawahał się i zamiast strzelać kiwnął na lewą nogę, aż zapędził się niemal na linię końcową i co ciekawe jeszcze zdołał uderzyć podkręconą piłkę nad bramkarzem lecz jeden z rywali wybił ją z linii bramkowej. W 60’ po kolejnym ataku Czarnych w pojedynku biegowym we własne pole karne wpadł Oskar Cwynar, który nie zachował równowagi i upadł tak niefortunnie, że zatrzymał piłkę ręką za co arbiter podyktował rzut karny, a Czarni stanęli przed szansą zdobycia gola kontaktowego. Dziś szczęście w getry zapakował Arkadiusz Słysz, który wyczuł intencje strzelca i efektownie obronił jedenastkę. Jak wiadomo nieszczęścia chodzą parami (z ulgą napiszę, że dotyczyły rywali) – w kolejnej akcji w polu karnym upadł Dawid Maziarz z Czarnych lecz sędzia uznał, że gracz rywali nurkował i usiłował naciągnąć na kolejne „wapno” za co obejrzał drugą już tego dnia żółtą kartkę i musiał opuścić boisko. Warto wspomnieć, że do końca spotkania brak jednego zawodnika w drużynie gospodarzy był niezbyt zauważalny. W 63’ przypomniał o sobie Bartosz Góra, który przeciął podanie rywali i wrzucił płaską piłkę w pole karne, gdzie w okropnym zamieszaniu Czarni zdołali wybić skórę poza obszar zagrożenia. W 66’ z narożnika po karnego strzelał Piotr Balawender jednak jeden z rywali zdołał zablokować strzał, a chwilę później na murawie zameldował się za niego Dawid Bieniasz, który od pierwszych sekund wziął się mocno do pracy – w 73’ poszedł na przebój w swoim stylu lewą stroną boiska i oddał strzał jednak wychodzący z bramki golkiper Czarnych zdołał obronić, zaś po kilkudziesięciu sekundach ponownie „Bieniu” tym razem dogrywał do Bartosza Góry, jednak i jego uderzenie na rzut rożny wybili rywale. Przewaga SPEC Stali rosła w końcowym kwadransie co przyniosło skutek w 85’, gdy „klepkę” do Konrada Bucia zagrał Tomasz Walat, a ten dośrodkował po ziemi pomiędzy obrońcami i bramkarzem, piłka powędrowała na drugą stronę bramki, gdzie formalności dopełnił Dawid Bieniasz pakując „do pustaka”. Po dwóch minutach było już 0:4, gdy Nikodem Paczocha uruchomił podaniem ze środka boiska Konrada Bucia, a ten pognał ile sił w nogach środkiem i idealnie w tempo dograł na lewe skrzydło do Dawida Bieniasza, który mocnym strzałem przy lewym słupku pokonał wychodzącego z bramki bramkarza Czarnych.
Spotkanie zakończyło się zasłużonym zwycięstwem SPEC Stali na co wskazuje okazały wynik bramkowy, jednak Czarni pokazali się z dobrej strony zwłaszcza w linii ofensywnej potwierdzając przy tym opinię na swój temat. Komplet jakże potrzebnych punktów w ściśniętej jak gorset baletnicy tabeli pojechał do Łańcuta – Brawo Stal!
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
1.