Jak widać tydzień upalnej pogody wystarczył, aby z miłej maskotki powstał krwiożerczy potwór co ciekawe bardzo przypominający… Misia. SPEC Stal Łańcut w III kolejce ligowej rozprawiła się 5:0 (3:0) z KS Przybyszówka, która pomimo swoich szans nie błyszczała skutecznością.
Bramki:
13’ 1:0 Tomasz Walat, asysta Grzegorz Miś,
23’ 2:0 Grzegorz Miś, asysta Paweł Kmuk,
28’ 3:0 Kamil Drob, asysta Szymon Paczocha,
47’ 4:0 Kamil Drob, asysta Oskar Cwynar,
56’ 5:0 Tomasz Walat, asysta Hubert Żyszkiewicz.
Drażnienie dzikiego zwierzęcia może skończyć się tragicznie dla drażniącego, ale wystarczy skierować gniew potwora na boisko i efekt przyjdzie błyskawicznie. Mecz z drużyną Kamila Kawy (pozdrawiamy) rozpoczął się od mocnego strzału nad poprzeczką w wykonaniu Kamila Droba. Goście mieli jednak inny plan na to spotkanie i ruszyli mocno na SPEC Stal – już w 3’ tylko dzięki przytomnej interwencji wślizgiem Kamila Macha, który tym razem nieco z musu zagrał na środku obrony, zespół z Przybyszówki nie otworzył wyniku. W 5’ efektownie wymienili piłkę w trójkącie Kamil Drob, Mateusz Skała i Tomasz Walat, ale strzał okazał się zbyt słaby. Goście wciąż próbowali naciskać obronę biało-niebieskich, którzy w tym meczu nie popełniali zbyt wielu błędów w defensywie. W 10’ z kilkunastu metrów szczęścia próbował Oskar Cwynar, ale spudłował. W 12’ Tomasz Walat przeciął podanie obrony KS-u, wyłożył piłkę do Grzegorza Misia na środek boiska i 16 metr, ale strzał padł łupem bramkarza. Minutę później role się odwróciły: Grzegorz Miś precyzyjnie „znalazł” Tomasza Walata, w lewym narożniku pola karnego, ten pociągnął w stronę wychodzącego z bramki golkipera gości i technicznym strzałem nad jego ramieniem zdobył pierwszą bramkę dla SPEC Stali. W 15’ podrażniony obrotem spraw Mateusz Wojtanowski z Przybyszówki oddał mocny strzał po ziemi, ale strzegący bramki Łańcuta Michał Inglot zdołał złapać piłkę. W 23’ ponownie błysk gospodarzy: z prawej strony pola karnego piłkę przerzucił Paweł Kmuk, ta poszybowała na przeciwna stronę „szesnastki” wprost na głowę Grzegorza Misia, który pewnym strzałem podwyższył prowadzenie. To trafienie wywołało w gościach podwójny strzał adrenaliny popychając ich do ataku: w 24’ dwukrotnie stanęli oko w oko z Michałem Inglotem, który najpierw obronił „setę” z 5 metrów, a sekundy później kolejny strzał szybujący chyba w samo okienko bramki głową na out bramkowy wybił Kamil Mach, który znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie. Wiadomo, że „niewykorzystane sytuacje…” i tak dalej – w 28’ łańcucianie wywalczyli rzut rożny, piłkę kąśliwie dośrodkował Szymon Paczocha, a główkował Kamil Drob, futbolówkę odbił jeszcze bramkarz KS-u, ale nie zmienił jej lotu na tyle, by wybić ją z bramki i zrobiło się 3:0. Po kolejnej straconej bramce ponownie szarpnęli goście, ale strzał z rzutu wolnego z dobrych 25 m. padł łupem Michała Inglota. W 36’ bramka nie padła, ale łańcucianie zagrali chyba najładniejszą akcję meczu – piłka wędrowała jak zaczarowana pomiędzy Tomkiem Walatem, Szymkiem Paczochą, Kamilem Drobem i Mateuszem Skałą, by trafić do Grześka Misia, ten bez namysłu huknął… w poprzeczkę, a dobitkę zdołał szczęśliwie obronić bramkarz Przybyszówki. Autorzy zostali wynagrodzeni gorącymi oklaskami z trybuny, na której zasiadło jak zawsze liczne grono kibiców SPEC Stali. Rozkręceni łańcucianie ponownie ruszyli do przodu – minutę później kolejny mocny strzał z okolic szesnastki oddał Grzegorz Miś, ale bramkarz gości zdołał musnąć piłkę i trafiła ona… w poprzeczkę. W 39’ Kamil Drob tyłem do bramki przyjął piłkę, kiwnął i oddał strzał, jednak nieco nad bramką. Między 42, a 45 minutą zawodnicy KS Przybyszówka zdobyli się na prawdziwy szturm łańcuckiej bramki – najpierw po akcji prawym skrzydłem Michał Inglot obronił uderzenie z 7 metra, po minucie w ogromnym zamieszaniu po rzucie rożnym ponownie Michał stanął na drodze piłki do bramki, w 44’ strzał z dystansu przeszedł bok słupka, a w doliczonym czasie gry kolejny z rzutu wolnego nad poprzeczką.
Po przerwie zaczęło się wyśmienicie dla łańcucian – Oskar Cwynar w 47’ dograł idealnie między obrońcami do wychodzącego Kamila Droba, ten minął bramkarza i ze spokojem wpakował piłkę do pustej bramki. W 49’ z 20 metrów huknął Mateusz Skała, ale bramkarz zdołał obronić ten strzał. W 52’ Paweł Kmuk wyłożył piłkę na 7 metr do Tomasza Walata, lecz ten w idealnej sytuacji trafił nieczysto w piłkę i bramka nie padła. W 56’ po świetnym dośrodkowaniu Huberta Żyszkiewicza Tomasz Walat zrehabilitował się za poprzednią akcję podwyższając wynik spotkania na 5:0. Po tym trafieniu na boisku pojawili się Piotr Balawender, Patryk Nowak i Dawid Bieniasz „luzując” spełnionych Walata, Droba i Żyszkiewicza. W okolicach 60 minuty kilka razy strzelali goście, jednak ich uderzenia z dystansu były niecelne. W 72’ grający z jedenastką na plecach zawodnik gości – Mateusz Wojtanowski stanął w sytuacji „sam na sam” z Cezarym Szpindorem, który ledwie minutę wcześniej zastąpił w bramce Michała Inglota, a Czarek… wygrał ten pojedynek! W 85’ dysponujący dziś niespożytymi siłami i najlepszy na boisku Grzesiek Miś przedryblował „na przebój” całe pole karne i wrzucił piłkę z linii końcowej na głowę Patryka Nowaka, który pomylił się o kilkanaście cm, obok słupka. Kilka razy rajdami lewą flanką szarpał Dawid Bieniasz, jednak bez zdobyczy bramkowej. W doliczonym czasie gry głową strzelał Patryk Nowak, lecz nie trafił w światło bramki.
Spotkanie pokazało, że przy właściwej motywacji jesteśmy w stanie zagrać dobry, a chwilami bardzo dobry mecz – i co najmniej do końca meczu KS Stobierna z Czudcem wspięliśmy się na pozycję ligowego lidera.
Drużyna Kamila Kawy płaci frycowe beniaminka – razi brakiem skuteczności, choć do sytuacji strzeleckich potrafi dochodzić.
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.