Potop rozpoczął się już kilka dni przed meczem, ale Noe Drob zabrał na pokład swojej arki wszystkich potrzebnych zawodników i SPEC Stal Łańcut gładko zwyciężyła 6:0 (3:0) Start Brzóza Stadnicka i osiadła łagodnie na zboczu góry Ararat, zaś rywale utonęli w kipieli. Całą na przód utrzymał Krzysztof Szymański, który postanowił udowodnić, że drewno nie pływa – o tym nieco dalej.
Bramki:
1:0 (35’) Szymański, asysta Preis,
2:0 (38’) Balawender, asysta Chmiel,
3:0 (43’) Szymański, asysta Drob,
4:0 (53’) Szymański, asysta Preis,
5:0 (58’) Preis, asysta Drob,
6:0 (87’) Szymański, asysta Chmiel.
Skład SPEC Stali Łańcut: Ingot – Preis, Pelc, Mach, Chmiel, Szyszka, Drob, Birek (29’ Sowa, 79’ Duhl), Balawender (63’ Czerwonka), Kawa, Szymański.
Opis spotkania w rozwinięciu:
Niebo płakało nad Łańcutem, ale murawa jak na tak intensywne opady była w bardzo dobrym stanie. Trener Drob w kolejnym już spotkaniu zmuszony był do roszad w składzie trapionym falą kontuzji, które… wcale nie chcą się kończyć. Od początku spotkania lekką przewagę zdobyli łańcucianie, którzy dzięki Adrianowi Szyszce, Kamilowi Kawie i Kamilowi Drobowi wyłączyli środek pola rywali. W 8’ pierwszy groźny strzał oddał Krzysztof Szymański, jednak został zablokowany. Dwie minuty później zakotłowało się w polu karnym Startu, piłka wędrowała między Kamilem Kawą, Krzysztofem Szymańskim i Adrianem Szyszką jednak żaden nie zdołał oddać celnego strzału. W kolejnej akcji snajper Stali wycofał piłkę z pola karnego na 16 metr, gdzie dopadł do niej Adrian Szyszka, jednak posłał strzał nad poprzeczką. W 15’ Michał Chmiel wrzucił piłkę z prawej strony na głowę Kamila Droba, jednak ten posłał strzał w koszyczek bramkarza. W 16’ pierwszy strzał oddali goście, jednak piłka o dobre kilka metrów minęła spojenie słupka i poprzeczki. Środkowi obrony – Kamil Mach i Mateusz Pelc nie dali pograć rywalom i kasowali nieliczne szanse Startu. W 18’ strzału z przedpola próbował Piotr Balawender, jednak pomylił się dość znacznie. Przewaga SPEC Stali była ogromna, a goście tracili piłkę najdalej w trzecim podaniu. W 26’ z rzut wolny z okolic 25 metra wykonywał Kamil Kawa i przymierzył precyzyjnie przy słupku, jednak bramkarz gości zaimponował piękną paradą wybijając piłkę na out bramkowy. Chwilę później mocny strzał przy słupku oddał Karol Preis, jednak bramkarz ponownie pokazał swoje umiejętności. W 27’ kontuzję mięśniową zgłosił Mateusz Birek, a zastąpił go Sebastian Sowa. W 33’ Krzysztof Szymański dograł prostopadłą piłkę w pole karne do Kamila Droba, który trafił w poprzeczkę. W 35’ wysłana w stronę lądu synogarlica wróciła z gałązką oliwną w dziobie, gdy Karol Preis po kolejnym świetnym rajdzie lewą stroną posłał mocną piłkę w pole karne, gdzie złożył się Krzysztof Szymański i efektownie otworzył wynik spotkania. Zziębnięci i kompletnie przemoczeni najwierniejsi kibice nie zdążyli się nacieszyć bramką, gdy w 38’ Michał Chmiel (zupełnie w stylu Seby Frączka) poszedł na „niemożliwą” piłkę od bramkarza, trącił ją, a ta potoczyła się pod nogi Piotra Balawendra, który podcinką-zawiesinką pod samą poprzeczkę po raz drugi wprawił w ekstazę pasażerów okrętu. W 43’ Kamil Drob biegnąc z piłką w okolicach środku boiska wypatrzył wychodzącego Krzysztofa Szymańskiego, który niczym Mojżesz sprawił, że rywale rozstąpili się jak morze czerwone, wygrał pojedynek sam na sam z bramkarzem i po raz drugi wpisał się na listę strzelców. W 45’ mogła paść kolejna bramka (a nawet dwie!) – najpierw strzał Karola Preisa obronił bramkarz, a piłkę przejął Kamil Drob, który z ostrego kąta strzelił w boczną siatkę.
Druga odsłona nie przyniosła zmiany obrazu gry – w 48’ z dystansu obok słupka uderzył Michał Chmiel, a w 53’ kolejny raz przebojowo szarpnął Karol Preis, który wpadł w pole karne i huknął na bramkę, jego strzał odbił przed siebie bramkarz, a takich okazji nie marnuje Krzysztof Szymański, który po raz trzeci wpisał się na listę strzelców. Dwie minuty później prawdziwą petardę z 25 metrów posłał Kamil Kawa, jednak pomylił się nieznacznie. W 58’ Karol Preis otrzymał prostopadłe podanie od Kamila Droba chyba jeszcze z własnej połowy, włączył turbo, popędził na bramkę rywali gubiąc po drodze pościg i niczym rasowy napadzior zdobył piątą bramkę dla zespołu. W 63’ Piotra Balawendra zastąpił Krystian Czerwonka, który pokazał się z bardzo dobrej strony inicjując szybkie akcje skrzydłem i walcząc o każdą piłkę. Syta SPEC Stal oddała nieco pola gry rywalom na 5-7 minut, jednak zarówno szybka kontra i mocno podkręcony strzał, jak i kolejna próba strzału z dystansu nie zaskoczyły zziębniętego Michała Inglota, który chwilę wcześniej dla rozgrzewki wykonywał sprinty niemal do linii bocznej boiska. W 77’ Karol niespożyte siły Preis w polu karnym przyjął piłkę i z obrotu huknął tuż nad poprzeczką. W 79’ nastąpiła kolejna zmiana w ŁKS – bardzo nietypowa – z boiska z powodu urazu zszedł wcześniej zastępujący kontuzjowanego kolegę Sebastian Sowa, a zastąpił go Krzysztof Duhl - w korkach na błoto. Na stadionie mimo ładnie powiedziawszy niesprzyjającej aury widziano Tomasza Józefczyka – prezesa SPEC Food Service, który cieszył oczy grą swych pupili – czego nie robi się dla szanownych gości - kiedy wydawało się, że wynik już się nie zmieni w 87’ Kamil Drob zagrał piłkę do Michała Chmiela, ten uderzył na bramkę, a tam przed bramkarzem wyrósł Krzysztof Szymański, który piętą zmienił tor lotu piłki i zdobył czwartą bramkę w tym spotkaniu! Snajper SPEC Stali poczuł się ostatnio nieswojo, gdy w tabeli najlepszych strzelców ligi dogonił go Arkadiusz Kłoda z Tatyny, więc postanowił posłać „kawał drewna” w odmęty i odskoczył koledze po murawie na cztery oczka. Arbiter zakończył spotkanie tuż po upływie 90 minuty, na co czekali chyba wszyscy przy ul. Traugutta 11 w Łańcucie, po czym udali się na wirowanie i suszenie. Brawo SPEC Stal!