Chyba wszyscy widzieliśmy już ten scenariusz, w którym zaraz na samym początku rozgrywek zespół traci wigor i pomysł na grę, a co za tym idzie bezcenne punkty. Niestety tak właśnie się stało w meczu III kolejki, w której SPEC Stal Łańcut na boisku w Czarnej uległa Wisłokowi 3:2 (2:0). Ktoś powie, że punkty (w meczach z Czarną i Dynowem) straciliśmy z najgroźniejszymi rywalami – głównymi pretendentami do awansu, a wpadka każdemu się zdarzy, jednak nie przekonuje mnie to. W dzisiejszym meczu łańcucianie mogli przegrywać nawet czterema bramkami, a na poważnie wzięli się za grę w ostatnich dwudziestu minutach spotkania, a to zdecydowanie za mało. Niestety zawiodły dziś wszystkie formacje, a ustawienie zespołu również wywoływało konsternację wśród łańcuckich kibiców, którzy na trybunie głośno i dobitnie wyrażali swoje zdanie na ten temat. Jak piszą nasi juniorzy „padaka”.
Kilka słów o tym spotkaniu w rozwinięciu.
Mecz rozpoczął się od szybkich akcji gospodarzy – w 4’ strzał poszybował nad poprzeczką, a minutę później kolejny pewnie wyłapał Michał Ingot. Łańcucka Stal pierwszą groźną akcję skonstruowała dopiero w 12 minucie, gdy Krzysztof Szymański świetnie „poszukał” Bartosza Karwata, który wyszedł na pozycję sam na sam z bramkarzem i strzelił bardzo słabo, nie strasząc nawet bramkarza. Kolejny kwadrans należał do Stali – w 17’ Bartek Karwat ponownie dostał szansę po precyzyjnym dograniu Mateusza Birka, jednak dzięki dobrej interwencji bramkarza piłka poszybowała nad poprzeczką na rzut rożny, po którym głową strzelał Sebastian Frączek, niestety minimalnie obok słupka. W 22’ świetną szansę miał Krzysztof Szymański, który oszukał obrońców i posłał kąśliwą piłkę w stronę bramki niestety w sam jej środek, a golkiper Wisłoka szczęśliwie z pomocą poprzeczki zdołał sparować strzał na rzut rożny. W kolejnych minutach obudzili się zawodnicy z Czarnej – w 29’ Łańcucianie zablokowali strzał po rzucie rożnym, a trzy minuty później piłka minęła słupek Stali. W 36’ Michał Ingot świetnie wyczuł intencje Wisłoka przecinając mocne dośrodkowanie tuż przed nosem wbiegającego napastnika. Przewaga gospodarzy rysowała się coraz mocniej - w 40’ stało się nieuniknione Omiotek zdecydował się na szarżę lewą stroną boiska i dośrodkował piłkę na środek pola karnego, gdzie kompletnie nie pilnowany Kojder nie dał szans Michałowi Ingotowi. Wisłok poczuł krew i ponownie atakował jak szalony – w kolejnej akcji świetna interwencja naszego bramkarza w sytuacji sam na sam uchroniła Stal przed stratą bramki. W 43’ biało-niebiescy kibice zaczynali świętować gola – Bartosz Karwat dostał „setkę” po dograniu w uliczkę i… koncertowo zmarnował tę sytuację trafiając w bramkarza. Łańcucianie nie mogli uwierzyć, że nie remisują, a zawodnicy Wisłoka wykorzystali naszą słabość i zagrali kopię akcji Stali, a „uliczkę" na bramkę zmienił Soja. Zamiast remisu na przerwę schodziliśmy mocno krwawiąc. Po przerwie trener Słomski dokonał dwóch zmian – Bartosza Karwata zastąpił Kamil Kawa, a Kamila Macha zluzował Arkadiusz Burak, co spowodowało przesunięcie Krzysztofa Szymańskiego do formacji ofensywnej. Niestety gra nie uległa poprawie, a Wisłok miał dziś dzień – w 58’ czarna rozpacz ogarnęła kibiców z Łańcuta – Weres poszedł na przebój wzdłuż prawej linii boiska (goniący go Łukasz Doroba sygnalizował pozycję spaloną jednak ubrany był w koszulkę zawodnika, a nie arbitra, więc nie przyniosło to skutku) i precyzyjnie zacentrował do Bąby, który strzałem bez przyjęcia wyprowadził gospodarzy na trzybramkowe prowadzenie. Niemożliwe? Mogło być gorzej – minutę później Michał Ingot obronił przysłowiową „setkę”… Kompletnie oszołomiona Stal starała się choćby zdobyć honorową bramkę – w 61’ Sebastian Frączek wymanewrował przeciwnika i płasko dograł do Krzysztofa Szymańskiego, którego strzał został zablokowany. W 66’ kibice z Czarnej szaleli, gdy piłka po rzucie wolnym i strzale jednego z ich zawodników znalazła się w siatce Stali, jednak sędzia liniowy słusznie dopatrzył się pozycji spalonej. Łańcucianie obudzili się na ostatnie dwadzieścia minut – w 70’ Łukasz Doroba główkował… w poprzeczkę, a minutę później jego wyczyn skopiował Krzysztof Szymański. Pech lub przeznaczenie. W 73’ z dystansu płaskim strzałem starał się zaskoczyć bramkarza gospodarzy Mateusz Birek, jednak golkiper końcówkami palców zdołał sparować piłkę na rzut rożny. Do piłki w narożniku podszedł Kamil Kawa i posłał futbolówkę na głowę niezawodnego Sebastiana Frączka, który głową zdobył pierwszą bramkę dla SPEC Stali. Pięć minut później przed szansą stanął Krzysztof Szymański, jednak jego rachityczny strzał bez trudu wyłapał bramkarz Wisłoka. W 81’ zespołową akcję prawą stroną boiska przeprowadzili łańcucianie, a szukającego podania i wbiegającego w pole karne Sebastiana Frączka nieprzepisowo powalił jeden z rywali, zaś arbiter bez namysłu wskazał na rzut karny, który precyzyjnie wykorzystał Krzysztof Szymański. Zrobiło się 3:2 i wynik pozostawał otwarty - zaskoczona przebiegiem zdarzeń drużyna z Czarnej obudziła się i starała oddalić zagrożenie konstruując własne akcje – w 84’ prawdziwa bomba jednego z rywali poszybował nieco nad poprzeczką, a minutę później bardzo groźną sytuację wyjaśnił chyba najlepszy w drugiej części spotkania osamotniony na środku obrony Mateusz Pelc – w końcowych minutach trener Słomski poszedł va banque przesuwając stopera Łukasza Dorobę do ataku, a ten miał szansę na nieprawdopodobny remis w 93 minucie spotkania, jednak naciskany przez obrońców Wisłoka spudłował, a arbiter zakończył spotkanie. Na wcześniej rzeczony remis nie było nas dziś stać, a Wisłok odniósł zasłużone zwycięstwo. W poprzednim sezonie wzywałem do posypania głowy popiołem… dziś to już nie wystarczy. Panowie limit błędu już wyczerpany.