Pewnie nieco starsi kibice wiedzą czym jest „dzień świstaka”, a młodszym jak mówił Tygrys z Samowolki: pokazuję i wyjaśniam, że to wciąż na nowo powtarzający się dzień, do znudzenia identyczny, jak uśmiech Krzysztofa Ibisza. Takie właśnie wrażenie robi na mnie kolejny już w tym sezonie mecz, w którym SPEC Stal Łańcut zremisowała 2:2 z Wisłokiem w Czarnej, choć prowadziła już 0:2, a klarownych sytuacji na podwyższenie wyniku miała jak liczyć na szybko czternaście… Niestety fatalne fatum przy prowadzeniu Stali dwa do zera czwarty już raz w obecnym sezonie doprowadza do remisu.
Kilka zdań o tym spotkaniu w rozwinięciu:
REKLAMA
Stal ruszyła na rywali od pierwszego gwizdka licząc na prześcignięcie ich w tabeli i zbliżenie się na odległość strzału armatniego do drugiego miejsca. Wisłok rozpoczął spotkanie w nieco rezerwowym zestawieniu, jednak i łańcucianie nie dysponowali pełną kadrą. Sygnał do ataku dał w 5’ Mateusz Birek, ale jego próba z rzutu wolnego poszybowała nad murem i poprzeczką. W 10’ Alan Brzuszek wykonał firmową dla niego ostatnio akcję, w której w sytuacji sam na sam z bramkarzem trafił piłką w poprzeczkę, a następnie wygrał walkę w powietrzu z obrońcą i wpakował piłkę do siatki, jednak arbiter dopatrzył się bliżej nieokreślonego faulu. Podrażnieni kibice Łańcuta nie zdołali usiąść, gdy sekundy później Sebastian Frączek otrzymał zabójcze podanie od Łukasza Kraski, wymanewrował rywala i posłał piłkę do siatki otwierając wynik spotkania. Dwie minuty później Kamil Kawa puścił się środkiem pola na wysokość pola karnego, gdzie zagrał w uliczkę do Sebastiana Frączka, jednak ten uderzył wprost w bramkarza. W 15’ zrobiło się 0:2, gdy piłka jak po sznurku wędrowała od Kamila Macha do Kamila Kawy, a dalej do Alana Brzuszka, który tradycyjnie „na raty” przy asyście Kamila Kawy wpakował piłkę do bramki. Ręce same składały się do oklasków. W 18’ strzelał Mateusz Birek, jednak został zablokowany, a w 20’ po akcji Kamila Macha i Alana Brzuszka ponownie Mateusz uderzył w sytuacji sam na sam w bramkarza. W 23’ piłkarską koronkę tkali Alan Brzuszek z Kamilem Kawą, jednak strzał w ostatniej chwili wybił na rzut rożny jeden z obrońców. W 30’ wróble postraszył strzałem w chmury Mateusz Birek, a 32’ ponownie „wyszywali” Kamil Kawa z Sebastianem Frączkiem, którego strzał nieprawdopodobną paradą wybronił bramkarz gospodarzy. W 35’ jedną z pierwszych ofensywnych akcji stworzył Wisłok, a po faulu piłkę uderzoną z rzutu wolnego pewnie chwycił Michał Ingot. W 32’ niemal pół boiska z piłką przebiegł Dariusz Woźniak szukający ostatnim podaniem Mateusza Birka, jednak zagranie okazało się „deczko” zbyt mocne. W 33’ kolejna świetna akcja Stali - tym razem Karol Preis pociągnął lewą stroną i wrzucił piłkę do Sebastiana Frączka, jednak ten strzelił nad poprzeczką. Dwie minuty później Łukasz Doroba postanowił zostać gepardem i wręcz przefrunął 50-60 metrów z piłką i „wypieścił” podanie do Sebastiana Frączka, jednak ten przegrał pojedynek sam na sam z bramkarzem. W 36’ rozochocona Stal nieco przysnęła, ale czujny Michał Ingot instynktowną obroną uchronił swój zespół. W doliczonym czasie rzut wolny wykonał Kamil Mach, niestety ponownie nad poprzeczką. Początek drugiej połowy nie zapowiadał kłopotów – w 49’ „spod kolana” strzelał Kami Kawa jednak zbyt słabo, a w 52’ piękną akcję środkiem przeprowadził Kamil Mach, który obsłużył Sebastiana Frączka, niestety jego strzał ponownie obronił bramkarz Wisłoka. Trzy minuty później Karol Preis wrzucił piłkę w kierunku nadbiegającego środkiem Sebastiana Frączka, jednak czujny golkiper szybkim wyjściem z bramki przeciął podanie. W 56’ wreszcie akcję przeprowadzili gospodarze, jednak ich strzał minął słupek. Minutę później kolejna seria podań pomiędzy Mateuszem Birkiem, Kamilem Kawą i Sebastianem Frączkiem i… kolejna „setka” nad poprzeczką. Dosłownie kilkanaście sekund później oko w oko z bramkarzem Wisłoka stanął Mateusz Birek, ale i on nie potrafił znaleźć recepty na mającego przysłowiowy „dzień konia” bramkarza. Nieprawdopodobne. Minutę później MUSIAŁ paść gol – piłka w jednej akcji trafiła w poprzeczkę, w słupek, dwa razy bronił bramkarz, a następnie nie trafiła do pustej bramki. Niemożliwe. W 61’ swoich sił sprinterskich spróbował Kamil Mach, który po „odstawieniu” dwóch rywali huknął… w bramkarza. I teraz zaczyna się dzień świstaka – niespodziewający się złego łańcucianie zlekceważyli akcję rywali, którzy po błędzie biało-niebieskiej obrony strzelili bramkę kontaktową. Nie liczy się więc ilość sytuacji, lecz zimna krew i celność… W kolejnych minutach łańcucianie starali się uspokoić grę i cofnęli się nieco na własną połowę. W 75’ kolejna błyskotliwa akcja Kamila Kawy z Kamilem Machem i tradycyjna już niesamowita obrona bramkarza. W 80’ ponownie Kamil Kawa przebojem lewą stroną, jednak tym razem obok słupka. W 81’ niebo poczerniało nad Łańcutem – po kontrze Wisok wyrównał stan meczu, a mi przed oczami przeleciały bramki ze spotkań z Szarotką, Orłem i Brzózą. To nie mogło się zdarzyć. Wściekła Stal rzuciła się na rywali – w 87’ strzelał Mateusz Birek z dystansu, a minutę później po rzucie rożnym jeden z łańcucian trafił w słupek. Mój Boże. Chwilę później boisko musiał opuścić Dariusz Woźniak, który od wielu tygodni pokazuje prawdziwy charakter grając z kontuzjowaną stopą. Dzięki Darek! W doliczonym czasie gry do piłki ostatniej szansy ustawionej po faulu na 25 metrze podszedł Bartosz Karwat, który kilka minut wcześniej pojawił się na boisku. „Zgred” huknął, a piłkę ponownie niesamowicie sparował bramkarz. Podział punktów stał się faktem. Dawno nie widziałem tak pięknie grającej Stali, a więc remis boli tym mocniej. Niewytłumaczalna niemoc nadal gnębi ŁKS. Tym razem wystarczyło wykorzystać co siódmą sytuację, a zwycięstwo byłoby nasze.
Dość smęcenia – za tydzień gramy w Łańcucie z mocną ostatnio Tatyną – do boju Stal!